Około godz. 22.00 Geremek dostał wiadomość, że o 24.00 obaj aresztowani [Jan Narożniak i Piotr Sapełło] wyjdą na wolność. […]
Jedziemy do lokalu „Mazowsza”. Jest tam sporo ludzi, atmosfera sztabu rewolucji, Smolnego. Ktoś wchodzi i wychodzi, powielają jakieś materiały, dzwonią telefony, ktoś na chybcika je pomidora z kanapką, ktoś drzemie przy biurku, porozrzucane papiery, ściany oblepione ogłoszeniami, hasłami. Dużo młodych ludzi, zmęczonych, ale oczy im płoną i rwą się do walki. Niepokojące jest, że ten nastrój wyraźnie odbiega od nastroju ulicy, bardziej oczekującej uspokojenia. Wiadomość o zwolnieniu wywołuje entuzjazm. „Zwycięstwo! — a ja w to nie uwierzyłam.” „No i czy można z komunistami inaczej, najpierw trzeba dać im w mordę, a potem rozmawiać!” […].
Warszawa, 26 listopada
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002.
Jedziemy [z Geremkiem] do „Ursusa”. Przed główną bramą flagi, plakaty: „Czekamy na Janka Narożniaka”, „Nie stosować bezprawia — uwolnić Jana Narożniaka”, „Stop bezprawiu, prowokacjom, represjom”. Wpisujemy się na listę. Wchodzimy na teren zakładu, idziemy do lokalu „Solidarności”. Lokal składa się z małego pokoju i salki konferencyjnej. W obu typowy rozgardiasz strajkowy: odezwy, plakaty — wiszą i walają się po podłodze, skrzynki z wodą mineralną i jabłkami, dym papierosów, pełne popielniczki ogryzków, niedopałków, kapsli. Są: Wujec, Bujak, Macierewicz, całe prezydium „Mazowsza”. Potem przyjeżdża jeszcze sporo znajomych: Romaszewscy, Ewa Milewicz, mecenasi Siła-Nowicki, Olszewski. Macierewicz zwraca się do mnie z troską: „Popatrz, co ci komuniści robią z krajem”.
Warszawa-Ursus, 26 listopada
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980–1981, Warszawa 2002.